Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dzwony z kościoła Mariackiego w Szczecinku. Unikatowe historie i zdjęcia [zdjęcia]

Rajmund Wełnic
Rajmund Wełnic
Rok 1975, montaż dzwonu na wieży kościoła Mariackiego w Szczecinku
Rok 1975, montaż dzwonu na wieży kościoła Mariackiego w Szczecinku ksiądz Kazimierz Lasota
Kościół Mariacki w Szczecinku ma trzy dzwony. Czwarty czeka na powrót z Niemiec. Każdy z nich niesie ze sobą arcyciekawą historię.

Gdy na początku XX wieku wznoszono neogotycki kościół św. Mikołaja w Szczecinku na jego wyposażeniu znalazły się trzy dzwony. Podczas I wojny światowej dwa z nich zdemontowano i razem z miedzianą blachą z wieży kościelnej, zużyto na potrzeby militarne. Ostał się jedynie dzwon odlany w roku 1907 w Szczecinie w firmie L. Mose i Syn. Ocalał, bo miał zbyt dużą domieszkę żelaza, co czyniło go mało przydatnym dla armii. Po wojnie nazwano go imieniem św. Wojciecha.

CZYTAJ TEŻ:

W 1926 roku we Wrocławiu odlano brązowy „dzwon ofiar wojny”, który ponownie został przetopiony, w tym razem podczas II wojny światowej. Okazało się jednak, że miał towarzysza, który cudem ocalał z wojennej zawieruchy. Otóż brązowy dzwon odlała w 1892 roku wieku szczecinecka ludwisarnia Johanna Martina Meyera. Po latach niemieccy ziomkowie odnaleźli go w Lage w Westfalii w Niemczech.

Jest raczej niewielki - waży 160 kilogramów, ma średnicę 66 centymetrów. Początkowo był przeznaczony dla kościoła w Krzywej Wsi w powiecie złotowskim. Do Szczecinka trafił w roku 1905, by trzy lata później zawisnąć na wieży nowego kościoła św. Mikołaja.

Z Pomorza do Westfalii

Dzwon przetrwał I wojnę światową, gdy większość innych dzwonów przetapiano na armaty. Dopiero druga światowa zawierucha sprawiła, że w roku 1942 dzwon został zdjęty z wieży i trafił do Hamburga do przetopienia. Tu jednak jakimś szczęśliwym trafem nie skończył w hutniczym piecu. Najpewniej nie zdążono go przetopić zanim umilkły armaty i pokój zastał go na wielkim cmentarzysku dzwonów. Wyjaśnijmy, że roku 1942 w Niemczech z kościołów zdjęto około 100 tysięcy dzwonów, aby przetopić je na potrzeby nazistowskiej machiny wojennej. Wśród nich były oczywiście dzwony z kościoła św. Mikołaja w Szczecinku. Około 16 tysięcy – w tym jeden ze Szczecinka – ocalało jednak na „cmentarzu dzwonów” pod Hamburgiem. Po wojnie wróciły na swoje miejsce, ale zwrotowi 1200 dzwonów z terenów wcielonych do Polski i ZSRR sprzeciwili się Brytyjczycy. Wypożyczono je więc do innych kościołów na terenie Niemiec. Po wojnie urząd ds. zwrotów dzwonów kościelnych przekazał go do parafii w Plön w landzie Szlezwik Holsztyn, skąd później został wypożyczony do parafii w Lage w Westfalii.

Nieżyjący już szef niemieckiego ziomkostwa skupiającego dawnych mieszkańców Szczecinka Siegfreid Raddatz podjął próbę sprowadzenia odnalezionego dzwonu z Lage z powrotem na wieżę kościoła Mariackiego (po wojnie jest to świątynia katolicka). Miał to być gest pojednania, po tym, jak władze Szczecinka zgodziły się na upamiętnienie w parku dawnych mieszkańców miasta stosownym obeliskiem. Inicjatywa okazała się jednak przedwczesna. Po licznych protestach części środowisk ziomkowskich, które uznały dzwon za ewangelickie i niemieckie dobro kultury. A takie – jeżeli nie może wrócić do pierwotnej wspólnot - to nie może rozbrzmiewać w polskim kościele katolickim.

Formalnym powodem fiaska operacji powrotu dzwonu były względy prawne. Parafia z Lage wycofała się ona ze swojej decyzji o oddaniu dzwonu. Dzwon jest bowiem własnością Unii Kościołów Ewangelickich i to ona musiałaby się zgodzić na jego przekazanie (a to zależy także od wcześniejszego porozumienia z kościołem ewangelicko-augsburskim w Polsce).

Dzwony księdza Jana Lisa

Wrócimy do czasów tuż powojennych, gdy jedyny ocalały i przemianowany na dzwon Święty Wojciech przez długie lata wisiał samotnie i czekał na towarzyszy. Dodajmy, że zgodnie z przepisami kościelnymi kościoły parafialne powinny mieć dwa - trzy dzwony (katedry zaś co najmniej pięć).

W latach 70. XX wieku zbiórkę miedzianego i cynowego złomu zaraz po przejęciu parafii ksiądz Jan Lis , tragicznie zmarły w czasie budowy domu parafialnego, legendarny proboszcz parafii Mariackiej. Ofiarność parafian przeszła najśmielsze oczekiwania. Każdego dnia ludzie znosili do plebani stosy kolorowego złomu, jakieś kable, resztki cynowych naczyń itp. - To był moment przełomowy dla księdza Lisa, który przekonał się do nowej placówki widząc zaangażowanie wiernych - wspominał kilka lat temu późniejszy proboszcz, ksiądz prałat Zbigniew Regliński.

Surowca było tyle, że można było podpisać umowę ze słynną ludwisarnią Felczyńskich z Przemyśla. I to od razu na dwa dzwony. Zadanie stojące przed ludwisarzami było doprawdy trudne, bo tonację nowych dzwonów trzeba było dopasować do już istniejącego, a o tym ostatecznie można się przekonać dopiero po wciągnięciu na dzwonnicę.
8 września 1975 roku ksiądz biskup Ignacy Jeż konsekrował - w obecności wielkiego tłumu - dwa dzwony stojące przed kościołem. Nazajutrz znalazły się na wieży. Największy otrzymał imię Maryi Matki Bożej, drugi św. Maksymiliana.

Wkrótce też ramię kościelnego, który pełnił obowiązki dzwonnika, wyręczył mechanizm elektryczny. Dziś wystarczy wcisnąć guzik w zakrystii, aby rozkołysać dowolny dzwon (ostatnio pracą urządzenia steruje elektroniczny zegar i nie trzeba nawet wciskać guzika). Ale miejsce na odnaleziony dzwon wciąż na wieży jest…

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecinek.naszemiasto.pl Nasze Miasto