Chodzi o numer „Głosu Pomorza” z 19 sierpnia 1981 roku (autor tych słów tego dnia obchodził 11 urodziny), który pokazał nam znalazca tej historycznej ciekawostki Sebastian Lewczuk. Znalezisko jest unikatowe, bo było jeden z niewielu numerów „Głosu” wydanych w formie niemalże powielaczowej, jak pisma drugiego obiegu ówczesnej opozycji. Lub druki Solidarności powstające na zakładowych powielaczach lub powielane na firmowych maszynach do pisania (przez kalkę) w dziesiątkach lub setkach egzemplarzy.
- To było wydanie specjalne bo były strajki i kryzys – pan Sebastian podejrzewa, że mogło to mieć związek z niepokojami społecznymi w czasie narastającej konfrontacji władz komunistycznych i Solidarności, ostatecznie zakończonych wprowadzeniem stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku.
CZYTAJ TEŻ:
Potwierdza to Jerzy Szych, nasz emerytowany redakcyjny kolega z najdłuższym stażem. – Co prawda wówczas w „Głosie” jeszcze nie pracowałem, ale w redakcji „Zbliżeń”, ale pamiętam, że w lecie 1980 roku wybuchł ogólnopolski strajk, w który włączyła się drukarnia Prasowych Zakładów Graficznych w Koszalinie, popierająca postulaty Solidarności – wspomina. – Strajk trwał kilka dni, redakcja zdecydowała wówczas, że mimo wszystko „Głos” się ukaże. O pomoc poproszono koszalińską szkołę oficerską wojsk przeciwlotniczych, która dysponowała niewielką drukarnią.
I to właśnie u koszalińskich przeciwlotników, w niewielkim nakładzie wydrukowano w małym formacie i mocno okrojonej (raptem cztery strony) objętości kilka numerów „Głosu Pomorza” w gorącym lecie 1981.
O czym wówczas pisano? Pamiętajmy, że „Głos Pomorza” wówczas był organem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Dla ówczesnych władz było ważne, aby gazeta się ukazywała. Nie brakuje więc w niej propagandowych wieści o budowie socjalizmu, "ekstremistach" z Solidarności, wzmacnianiu siły partii itp.. Dziennikarze piszą wówczas o „dniach bez prasy”, pod jakimi organizowano wówczas strajki. Dziennikarze informują także o żniwach, wyścigu z czasem na polach.
Jest i informacja ze Szczecinka, dość bulwersująca – przy drodze ze Szczecinka do Czaplinka znaleziono bowiem kilka ton… kapusty wyrzuconej do rowu. Okazało się, że miejscowy rolnik miał zakontraktowane w szczecineckiej spółdzielni ogrodniczo-pszczelarskiej 10 ton kapusty. Spółdzielnia przyjęła od niego 15 ton, reszty przywiezionej do magazynu już nie, więc rolnik pozbył się jej w najprostszy możliwy sposób. W wyjaśnienie sprawy zaangażowała się milicja i „jednostka nadrzędna”. Dziennikarz ubolewa nad marnotrawstwem, zwłaszcza, że po kapustę na szczecineckim rynku ustawiały się w tym tygodniu kolejki. – Więc chyba tylko WSOP odczuwa „klęskę urodzaju” – utyskuje autor.
Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?