W niedzielnym (14 listopada) odcinku programu telewizyjnego MasterChef nie poszczęściło się Katarzynie Jezierskiej, szczecineckiej nauczycielce. W pierwszej konkurencji (trzeba było zrobić swojską wariację soli z ostrygami w sosie Veronique) przygotowała świetne danie, ale tu przechodziła tylko jedna osoba.
CZYTAJ TEŻ:
O pięć pozostałych biletów do hiszpańskiego San Sebastian, gdzie rozgrywany będzie półfinał MasterChefa, walczyło więc pozostałych sześć osób. Mieli oni zadanie z wylosowanych dwóch produktów przyrządzić cztery dania, w których będą one głównymi bohaterami. Katarzynie Jezierskiej los przydzielił buraki i kapustę.
Okazało się to pułapkę, choć pani Katarzyna świetnie czuje się w kuchni polskiej. Przyrządziła ciasto z buraków, gołąbki, ptysie z burakami i młodą kapustą. Wszystkie potrawy były udane, choć Magda Gessler skrytykowała ciasto jako zbyt suche, a w gołąbkach „podpał” jej dodatek papryki.
- Dałam z siebie 100 procent, nie czuję się przegrana – komentowała decyzję jurorów Katarzyna Jezierska i zapowiedziała, że z przygody z gastronomią nie rezygnuje i otworzy (zapewne w Szczecinku) swoją restaurację. Trzymamy kciuki i na pewno przyjdziemy coś skosztować.
A tu Pani Kasia gotuje
Już samo zakwalifikowanie się do MasterChefa w jubileuszowej, 10. edycji było sukcesem, a przejście aż prawie do półfinału tylko potwierdziło talent pani Katarzyny. Przypomnijmy, że Katarzyna Jezierska na co dzień mieszka w Nosibądach koło Grzmiącej i jest nauczycielką wychowania fizycznego w Szkole Podstawowej nr 7 w Szczecinku.
Skąd zamiłowanie do gotowania? – Od kiedy pamiętam, lubię kucharzyć – pani Katarzyna, jako mama piątki dzieci, wie także, jaki to wyzwanie, aby sprostać różnym gustom. Choć potrafi przygotowywać takie specjały, że dzieciom nic się nie nudzi, nie grymaszą i z talerzy znika wszystko (tylko pozazdrościć). Nawet przysłowiowe kartofle można przecież podać na sto sposobów, a nie jedynie ugotować.
Nosibądy to zagubiona wioseczka na krańcu gminy Grzmiąca. Wszędzie stąd daleko. Ale to miejsce państwo Katarzyna i Jacek Jezierscy, znany malarz i tatuażysta, wybrali na swoje miejsce na Ziemi. Bo Nosibądy nieodparty urok, magię jakąś, która sprawia, że ciągną tu ludzie. Są i Ślązacy, mieszkańcy wielkich miast szukający ciszy i spokoju.
Ona pochodzi z Jastrowia, on z Wrocławia, choć całe dzieciństwo spędził w Czaplinku. Niby niedaleko Nosibądów, ale jednak jakby w innej galaktyce. – Przyznam, że zdecydowała ekonomia, bo szukaliśmy domu do zamieszkania, a w tutaj po prostu było tanio – wspomina pan Jacek, który z żoną mieli już dość gwaru wielkiego miasta, w którym spróbowali żyć. – Mój ojciec we Wrocławiu do pracy jedzie półtorej godziny, ja do Szczecinka może z 30 minut – mówi.
Ale nie tylko to wyróżnia Jezierskich z wielu uciekinierów w metropolii. Pomyślicie, kolejne mieszczuchy, którym zamarzyła się sielanka z dala od cywilizacji. Pewnie kozy hodują i żyją z agroturystyki. No, nie do końca. Pan Jacek jest bowiem… malarzem i tatuażystą i utrzymuje z tego siebie i swoją rodzinę.
Wyniki II tury wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?