Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Milczący i zardzewiały świadek historii Szczecinka. Pamięta tragedię [zdjęcia]

Rajmund Wełnic
Rajmund Wełnic
Józef Leniec (stoi) przy samolocie swojej konstrukcji J-2 Polonez
Józef Leniec (stoi) przy samolocie swojej konstrukcji J-2 Polonez Zbigniew Gabalis
W szczerym polu na obrzeżach Szczecinka stoi tablica. Nic szczególnego, zardzewiała tak, że z trudem można coś przeczytać. Ale ważna dla historii regionu.

Tablica stoi w ustronnym miejscu na przedłużeniu ulicy Rybackiej w Szczecinku, w kierunku na jezioro Wielimie. Szczere pole i tablica, nie licząc resztek fundamentów jakiegoś budynku. Co tu robi ta tablica?

CZYTAJ TEŻ:

O sprawie powiadomił nas mieszkaniec Szczecinka zaciekawiony mocno podniszczoną tablicą. – Stoi kilkaset metrów od granic miasta, blisko jeziora Wielimie – mówi nasz rozmówca, który z trudem odcyfrował napis. – Informował, że w pobliżu jest lądowisko sanitarne.

Samo w sobie nie jest może wielkim odkryciem, ale wiąże się z tym miejscem kilka ciekawostek. I wielki dramat. Starsi mieszkańcy Szczecinka na pewno pamiętają śmigłowce lądujące w tym miejscu. Miejsce ze względów bezpieczeństwa wyznaczono poza terenem zabudowanym, ale dość blisko miasta i szpitala, aby w razie potrzeby szybko mogła tu dojechać karetka pogotowia. Okolice Wielimia – płaskie i praktycznie niezamieszkałe – nadawały się idealnie.

W tamtych czasach nie praktykowano raczej, aby śmigłowce ratunkowe lądowały w mieście. Dziś na dachu szczecineckiego szpitala jest profesjonalne lądowisko dla helikoptera, a w razie potrzeby niejednokrotnie zdarzało się, że Lotnicze Pogotowie Ratunkowe lądowało np. na placu Kamińskiego, na stadionie itp..

TRAGEDIA NAD WIELIMIEM

Wielimskie lądowisko było wykorzystywane także przez amatorów latania. To tu w roku 1984 w katastrofie lotniczej zginął Józef Leniec ze Szczecinka, który własnoręcznie skonstruował samolot. Są zdjęcia, na których obok lotnika i samolotu znalazła się i tytułowa tablica...

Tak to wspominał na naszych łamach Mariusz Leniec, szczecinecki przedsiębiorca i syn pana Józefa. Był początek października, już nie lato, ale jeszcze nie zima. Złota, polska jesień. Ciepło i słonecznie.

– Pojechaliśmy na lotnisko sanitarne w Marcelinie pod Szczecinkiem –

mówi syn konstruktora. Samolot wzniósł się na ponad 100 metrów.
Wyżej zwykle nie latano z uwagi na możliwość namierzenia przez radary (a w Szczecinku i okolicy stacjonowały wojska polskie i sowieckie więc żartów nie było). – W pewnej chwili doszło do tzw. ześlizgu na skrzydło, nie wiem, może jakiś błąd w pilotażu… - Mariusz Leniec milknie na chwilę. Samolocik runął na ziemię. Nie było szans na ratunek. Maszyna wbiła się dziobem w miękki grunt lądowiska nad jeziorem Wielimie. - Wszystko działo się na moich oczach, samolot spadł 500 metrów ode mnie i nigdy w życiu nie biegłem tak szybko – opowiada pan Mariusz.

W pamięci nastolatka wszystko się zlewa – wycie syren karetek, rozbity wrak, kilkugodzinne wyczerpujące przesłuchanie w komendzie milicji. Katastrofę wszyscy przeżyli okropnie, szok przeszli najbliżsi – żona pana Józefa, jego 9-letnia córka. Płakał cały Szczecinek. – W domu mówiło się wcześniej o niebezpieczeństwach latania, zdawaliśmy sobie sprawę z ryzyka, ale pasja taty była silniejsza – mówi syn.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecinek.naszemiasto.pl Nasze Miasto