Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nie żyje Barbara Rybińska z "Rodziny Trzeciego Tysiąclecia"

Rajmund Wełnic
Rajmund Wełnic
Śp. Barbara Rybińska
Śp. Barbara Rybińska Rajmund Wełnic
Po długiej chorobie w niedzielę (29 marca) zmarła Barbara Rybińska - tę smutną informację podała szczecinecka parafia św. Rozalii.

Państwo Barbara i Piotr Rybińscy wychowali siedmioro własnych dzieci. A także czworo innych, jako rodzina zastępcza. Na początku XX wieku zostali uznani za "Rodzinę Trzeciego Tysiąclecia" w konkursie diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. W rok 2011 ich syn Marek Rybiński, misjonarz ze Zgromadzenia Salezjan, zginął zamordowany w Tunezji.

Jeszcze we wrześniu zeszłego roku pani Barbara Rybińska, już ciężko chora, uczestniczyła w uroczystościach odsłonięcia tablicy poświęconej pamięci swego zamordowanego syna, która została odsłonięta w kościele pw. św. Rozalii w Szczecinku.

Tu przypominamy nasz tekst z początków XX wieku o szczecineckiej "Rodzinie Trzeciego Tysiąclecia"....

- Rozśmieszają mnie pytania w rodzaju, czy nie żałuję tego, że siedzę w domu i bawię dzieci – uśmiecha się Barbara Rybińska ze Szczecinka, która wraz bliskim uznana została za ,,Rodzinę Trzeciego Tysiąclecia”. – Pytać o to może tylko ktoś kto nigdy nie wychowywał dzieci, nie widział jak dorastają , nie wie jaką są dumą dla rodziców.

Spokojna uliczka w willowej części Szczecinka. Dom opleciony winną latoroślą. Na podwórku bawi się gromadka dzieci. – Dom budowaliśmy przez dziesięć lat kosztem wielkich wyrzeczeń, ale udało się, choć wciąż jeszcze czeka na wykończenie – wita mnie pani Barbara.

Tytuł ,,Rodziny Trzeciego Tysiąclecia” w konkursie ogłoszonym przez kurię koszalińsko-kołobrzeską państwo Rybińscy zdobyli niejako rzutem na taśmę. Zgłoszenie przyniesione przez Helenę Sowińską z poradnictwa rodzinnego parafii św. Rozalii wypełnił w ostatniej chwili Szymon, jeden z czterech synów. Termin zgłoszeń mijał 10 września i tego dnia koperta ze Szczecinka z opinią proboszcza dotarła do kurii. Decydowała data stempla pocztowego. Tym większe było zaskoczenie. – Zaskoczenie to mało powiedziane – mówi pan Piotr Rybiński, głowa rodu, któremu przypadła główna nagroda.

Na uroczystość do Słupska, gdzie w ostatnią niedzielę września podsumowano ten niecodzienny konkurs, zwycięska rodzina wybrała się busem zorganizowanym przez zaprzyjaźnionych księży. – Trochę nas jest i do samochodu byśmy się nie zmieścili – uśmiecha się pani Barbara. – Zresztą w Słupsku po raz pierwszy udało się nam zebrać wszystkich razem. Oprócz siedmiu własnych dzieci, od pół roku państwo Rybińcy są rodziną zastępczą dla czwórki maluchów. W Słupsku były gratulacje od biskupa ordynariusza Mariana Gołębiowskiego, przewodniczącego kapituły konkursowej. Z nagród przydatnych w gospodarstwie domowym najbardziej ucieszyła się pani Barbara: - Spełniło się mamusine marzenie o robocie kuchennym, bo ten nasz ma już 20 lat i należy mu się zasłużona emerytura.

Marek, najstarszy z synów, jest w seminarium zakonnym salezjanów. Paweł, laureat konkursu wiedzy o Janie Pawle II, właśnie skończył szkołę i pracuje w Kronospanie. – W tym roku rozpoczął studia na zaocznej technologii drewna – nie kryje zadowolenia mama. Karolina, najstarsza z trzech córek, jest na pierwszym roku studium fizjoterapii w Kołobrzegu. Pasjonuje się piłką nożną i jako piłkarka pierwszoligowego zespołu Medyk Konin zadebiutowała już nawet w pierwszej reprezentacji Polski kobiet. – Mamy czterech synów, a córka gra najlepiej w piłkę – żartuje B. Rybińska. Chyba jednak tak już nie jest, bo w futbolu zakochany jest też 18-letni Szymon, uczeń trzeciej klasy liceum zawodowego i zawodnik amatorskiej drużyny z pobliskiej Trzesieki. Średnia córka, Marysia, poszła do pierwszej gimnazjalnej. Zrobiła furorę udzielając wywiadu dla Radia Koszalin, gdy spytana, czy nie brak jej pięknych strojów, odpowiedziała, że nie to jest w życiu najważniejsze. Liczy się tylko, że czuje się kochana. Czwarty syn, Piotr jest uczniem piątej klasy szkoły podstawowej i tak jak wszyscy pozostali jest ministrantem u świętej Rozalii. – W końcu ozdoba rodu, nasza mała Martyna Rozalia – jaśnieją oczy pani Barbary.

Kiedyś pan Piotr przeczytał w gazecie o rodzinach zastępczych, które z roli wychowawców i opiekunów dzieci coraz częściej wyręczają domy dziecka. Decyzja o wzięciu pod opiekę czwórki ,,obcych” dzieci nie przyszła łatwo. W końcu dom, choć duży ma tylko cztery pokoje i kuchnię. Nie o ciasnotę i harmider, jaki robi gromadka maluchów jednak tylko chodzi. Aby zostać rodziną zastępczą, trzeba przebrnąć przez długą i skomplikowaną procedurę. Na koniec Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie wysyła na kurs, którego ukończenie daje uprawnienia do ,,pełnienia funkcji rodziny zastępczej”. Zdobycie tego papieru było koniecznością, ale tak po prawdzie, największą szkołą życia dla pani Rybińskiej było wychowanie własnych, siedmiorga pociech.

Zgodnie z przepisami jedna rodzina może przyjąć jedno, dwoje, góra troje dzieci. – I na tyle byliśmy przygotowani – wspomina Barbara Rybińska. – A to okazało się, że do ,,wzięcia” jest cała czwórka: Damian, Hubert, Sylwia i Bartek. Najmłodszy mógł trafić do domu małego dziecka. Na szczęście pomógł zakaz rozdzielania bliskich. Rodzeństwo zaaklimatyzowało się już i ,,przyszywanych” rodziców, braci i siostry traktuje jak swoje. Co ważne, także – Pamiętam, jak zadzwoniłam do męża do pracy co robimy, kiedy jest czworo dzieci – mówi gospodyni. – Wykrzyczał mi w słuchawkę, żebym się nie zastanawiała, bo nie może być już więcej historii, jak te z ,,Zerwanych więzi” (program telewizyjny opisujące wstrząsające dzieje opuszczonych dzieci dop. red.). Zapowiadają się szczęśliwe święta Bożego Narodzenia i choć gospodyni zastanawia się skąd weźmie tyle krzeseł, żeby wszystkich posadzić przy wigilijnym stole to już cieszy się w duchu, że wszyscy będą razem.

Rybińskim różnie się w życiu wiodło. Raz lepiej, raz gorzej. Pan Piotr imał się różnych profesji. Prowadził warsztat samochodowy, był laborantem, taksówkarzem, zdarzyło się nawet, że bezrobotnym, a przez ostatnie osiem lat na utrzymanie rodziny zarabiał aż pięćset kilometrów od Szczecinka, w Ostrowii Mazowieckiej, gdzie szefował sporej firmie branży metalowej. W domu bywał raz w miesiącu. Dopadły go jednak kłopoty ze zdrowiem i od dłuższego czasu jest na zwolnieniu lekarskim. – Powrotu do firmy już nie mam i szukam jakiegoś zajęcia i byłbym szczęśliwy, gdyby udało się znaleźć pracę, jako zaopatrzeniowiec lub kierowa TIR-a – wzdycha P. Rybiński.
Były chwile, że chcieli sprzedać dom, ale kiedy dzieci zobaczyły przyszłą właścicielkę biegającą od pokoju do pokoju z metrówką, niemalże już przestawiającą ściany, ochota na sprzedaż przeszła. – W sumie mamy w życiu szczęście – mówi pani Barbara. – Na chleb nam nigdy nie zabrakło. ,,Rodzinie Tysiąclecia” ktoś kiedyś podał rękę i w duchu ofiarności wychowują swoje dzieci. Do tradycji przeszło już przygotowywanie paczek dla potrzebujących i roznoszenie ich przed świętami. – Trzeba zobaczyć tę radość w oczach obdarowanych – dodaje pan Piotr. – Dziś my pomagamy, to może nam pomoże jutro.

Co trzyma i daje taką siłę oprócz miłości? – Przywiązanie do wiary i tradycji zaszczepione przez rodziców – mówi bez wahania P. Rybiński.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecinek.naszemiasto.pl Nasze Miasto