Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szkoła w Gwdzie Wielkiej po roku "na swoim". Rozmowa z nauczycielami [zdjęcia]

Rajmund Wełnic
Rajmund Wełnic
Joanna Malicka i Andrzej Wojnicz
Joanna Malicka i Andrzej Wojnicz Rajmund Wełnic
Rozmowa z Andrzejem Wojniczem, dyrektorem Szkoły Podstawowej w Gwdzie Wielkiej koło Szczecinka i Joanną Malicką, wiceprezes Stowarzyszenia Szkoła z Pasją, które od roku prowadzi szkołę

Musimy się cofnąć w czasie i przypomnieć, dlaczego i w jakich okolicznościach zlikwidowano Waszą szkołę?

Joanna Malicka: Widmo zamknięcia naszej szkoły wisiało nad lokalną społecznością od dawna. Nie chcę skłamać, ale za mojej pamięci trzykrotnie próbowano ją zlikwidować, a powód zawsze był taki sam – demografia, czyli malejąca z roku na rok liczba uczniów oraz rosnące w związku z tym koszty utrzymania szkoły, które w coraz większym stopniu obciążały budżet gminy Szczecinek. Wyrok odwlekano z roku na rok przy wtórze protestów mieszkańców i rodziców, którzy nie chcieli tracić szkoły. Wreszcie za kolejnym podejściu wiosną zeszłego roku przeprowadzono całą procedurę likwidacyjną i gminna podstawówka w Gwdzie Wielkiej przestała formalnie istnieć z końcem sierpnia.

Ale nie zniknęła całkowicie, bo już na etapie formalnych procedur pojawił się pomysł powierzenia jej prowadzenia Stowarzyszeniu. Jak narodził się ten pomysł?

JM: - Nie ma co ukrywać, że jako nauczyciele i pracownicy szkoły stanęliśmy przed perspektywą utraty pracy i szukania nowego zatrudnienia. Dla lokalnej społeczności z kolei była to wizja nie tylko utraty miejsca edukacji dzieci, ale i ośrodka kultury, który promieniuje na całą okolicę. Nie bez powodu mówi się, że zamknięcie szkoły oznacza jej degradację. Nie bez znaczenia dla rodziców był także fakt, że po likwidacji podstawówki, szkołą obwodową dla Gwdy miało być Turowo. Wystarczy spojrzeć na mapę, aby wiedzieć, że oznacza to długie dojazdy dla dzieci, przejazd przez Szczecinek niemal na drugi koniec gminy (gmina wiejska Szczecinek to typowa gmina „obwarzankowa” otaczająca ze wszystkich stron miasto Szczecinek – red.). Z naszych analiz wynikało, że dojazd zajmowałby nawet ponad pół godziny. Co to by oznaczało w zimie dla małych dzieci? To sprawiło, że wspólnie podjęliśmy inicjatywę utworzenia stowarzyszenia, które przejęłoby prowadzenie szkoły.

Szkoła w Gwdzie powstała na przełomie lat 80. i 90, jest duża, przestronna i nowoczesna. Z halą sportową, kuchnią, stołówką i całym zapleczem. Ile tu się wtedy dzieci uczyło?

Andrzej Wojnicz, dyrektor SP Gwda Wielka: - W czasach, gdy tworzono gimnazja, więc wcale nie tak dawno (1999 rok – red.), uczęszczało tu około 400 dzieci. Nie uczyli się co prawda na zmiany, ale na korytarzach było „ciemno” od uczniów. Gdy prowadzenie szkoły przejmowało Stowarzyszenie Szkoła z Pasją, w klasach I-VIII oficjalnie podawano 46 osób, z oddziałem zerowym 62. Ten rok kończymy z 77 dziećmi, łącznie z przedszkolakami. To pokazuje stan demograficzny, ale też to, że udało nam się naszym wspólnym wysiłkiem – kadry i rodziców – zwiększyć liczbę dzieci. Mamy wyliczenia, które pokazują, że mając około 80 dzieci szkoła się utrzyma. Co nie znaczy, że ciemne chmury się rozstąpiły, bo demografia jest jaka jest.

Właśnie, jak udało Wam się przekonać, aby miejscowi nadal posyłali dzieci do tej szkoły, a nie np. do bliskiego Szczecinka? Przecież wisząca nad szkołą, jak miecz Damoklesa, wizja likwidacji musiała wpływać na wybory rodziców: gdzie posłać dziecko?

AW: To szkoła bliska każdemu dziecku. Bez słowa przesady. Klasy są nieliczne, mamy komfort pracy w małych grupach i najwyższa pora skończyć z mitem, że dzieci ze szkół wiejskich są gorzej przygotowane do dalszej edukacji niż dzieci z miast, gdzie w szkołach publicznych są przeładowane oddziały. Nasze dzieci osiągają sukcesy w konkursach przedmiotowych, mają zajęcia dodatkowe, a absolwenci dostają się do wybranych, dobrych szkół. Powiem więcej, już dziś mamy u siebie uczniów ze Szczecinka, których rodzice to doceniają. I przenoszą je do nas, także dlatego, aby odciąć je od różnych zagrożeń czających się w dużych szkołach. U nas otoczone są opieką, na jaką w placówkach publicznych w mieście nie mogą liczyć. Tutaj się odnajdują. Strzałem w „10” okazało się także utworzenie darmowego przedszkola, czynnego od godziny 6:30 do 16:30, także przez wakacje. Nie tylko mamy z tego przychody, ale też przygotowujemy sobie przyszłych uczniów, którzy chętnie u nas zostaną, gdy rozpoczną edukację.
JM: Niepewność co do losów szkoły działała zresztą w obie strony. Dotykała także nas, nauczycieli i wpływa na komfort pracy, bo to, że możesz ją stracić zawsze masz z tyłu głowy. Przysyłając do nas swoje dziecko rodzic na pewno dwa razy się zastanowił, bo nie wiedział, czy za chwilę nie będzie się ono uczyło w szkole na drugim końcu gminy. Ale trzeba pochwalić naszych rodziców, że zawsze walczyli o tę szkołę i nawet jak była 2-3-osobowa klasa to dzieci do nas słali.

Pójście „na swoje” dla wielu nauczycieli, bez ochrony i przywilejów Karty Nauczyciela, na pewno nie było łatwe. Bez trzynastki, dwumiesięcznych wakacji i 18-godzinnego pensum. To jednak zupełnie inna rzeczywistość niż praca w budżetówce...

JM: Przejęcie szkoły było wspólną inicjatywą całej społeczności. Stowarzyszenie tworzą głównie nauczyciele, ale komisję rewizyjną także rodzice. Przychylne były nam także władze gminy, które np. zwolniły nas z opłat za użyczenie szkoły i jej wyposażenie. Ale wszystko co jest nowe i nieznane budzi obawy. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że ich nie mieliśmy. Szczególnie na początku, ale za nami 10 miesięcy takiej pracy, mamy już sporo doświadczeń i wiemy, na co się „pisaliśmy”. Wcześniej faktycznie, po radzie pedagogicznej analitycznej nauczyciel rzeczywiście prawie do końca sierpnia miał wolne. W tamte wakacje mieliśmy z oczywistych powodów sporo „latania” z Agnieszką Wawrzyniak, prezes naszego Stowarzyszenia. W te wakacje będzie już nieco spokojniej, mamy wyznaczone terminy urlopowania, ale nawet wtedy mamy różne obowiązki. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie chcemy Karty Nauczyciela i związanych z nią przywilejów, ba teraz może to nawet bardziej doceniamy. Bo jednak dla komfortu pracy i odpoczynku po niej jest to ważne i potrzebne.
AW: Szkoła to ludzie. Uczniowie, rodzice, nauczyciele. Truizm, banał prawda? Ale na własnej skórze przekonaliśmy się, że tak właśnie jest. Faktycznie jest teraz tak, że rodzice pracują więcej za mniej niż do tej pory. Kadra miała tego świadomość i musiała zdecydować. Pięcioro nauczycieli na 18 tu pracujących nam podziękowało, ale przyszli nowi, młodzi fantastyczni nauczyciele. Liczba przedmiotów i godzin się nie zmieniła, ale etat nauczycielski ma teraz więcej godzin niż 18-godzinne pensum. Urlop trwa 26 lub 21 dni w zależności od stażu pracy. Nie płacimy nadgodzin, większość nauczycieli to członkowie Stowarzyszenia i znają nasze realia. Np. takie, jak zdrożał olej opałowy, którym ogrzewamy budynek. Za 3 tysiące ton płaciliśmy niedawno 13 tys. zł, a tej zimy już 26 tys. zł.

A jaki „interes”, poza brakiem protestów rodziców, miał w tym samorząd?

AW: Poza subwencją oświatową otrzymujemy z gminy dotację, jest ona wyższa na dzieci z klas I-VIII i mniejsza w przedszkolu. Od września zapewne będziemy potrzebowali jej zwiększenia, bo raz, że mamy mniej dzieci, dwa, że wszystko wokół drożeje. Dla gminy suma summarum koszty zmalały, dokładnych danych nie znam, ale mówimy o 500-700 tysiącach złotych w skali roku.

Poczuliście się teraz bardziej gospodarzami szkoły, mocniej za nią odpowiedzialni?

JM: Obecnie jest nieco jak w domu, wszyscy musimy ze sobą współpracować. Musi być między nami dobra komunikacja, nie tylko wśród kadry, ale także z rodzicami. Działamy „od pierwszego do pierwszego”, jak rodzina, w której dorośli zarabiają na utrzymanie i wydają to co zarobią „z głową” Jak dostajemy przelew to tak organizujemy sobie pracę i wydatki, aby na wszystko wystarczyło i wiemy na co możemy sobie pozwolić. Czy ile zaoszczędzić, np. na zimę na ogrzewanie. Dokładnie tak jak każdy planuje budżet domowy.
AW: Dzielmy się obowiązkami, które wcześniej wykonywało więcej osób lub sami po prostu je przejęliśmy. Każdy z nas ma z tyłu głowy, że jest za odpowiedzialny za szkołę, dosłownie. Kiedyś mieliśmy trzy sprzątaczki, teraz dwie i to na pół etatu, czyli de facto jedną. Więc nauczyciel i klasa na koniec zajęć pilnuje, aby było czysto. Mieliśmy konserwatora, teraz już nie. Teraz jak śrubka się poluzuje, to sam biorę śrubokręt i ją przykręcam. W weekend, jak trzeba to przyjadę i trawę skoszę. Kto to zrobi? Nie ma rzucenia przysłowiowymi obcęgami i wyjścia po pracy do domu. Nie mówię, że wcześniej było inaczej, bo nauczyciele też się starali. Ale teraz musimy się starać dwa razy więcej. Jeżeli będziemy dobrze pracować, to rodzice docenią to, przyślą swoje kolejne dzieci i szepną dobre słowo innemu, który zrobi to samo.

Nie jesteście pierwszą, zapewne nie ostatnią szkołą, która zmaga się z spadkiem liczby dzieci. Być może inne będą zmuszone iść Waszą drogą. Co byście im poradzili, od czego zacząć chcą przejąć prowadzenie szkoły?

JM: Odpowiem przewrotnie, bo nie będę omawiać formalności, jak powołać stowarzyszenie i co trzeba zrobić, aby szkołę formalnie przejąć. Sporo papierów i formalności, ale do przeskoczenia. Ale taka szkoła nie powstanie i nie ma racji bytu jeżeli nauczyciele nie zdadzą sobie sprawy, że na pierwszym miejscu jest współpraca z rodzicami. Jeżeli będzie ona układać dobrze, to taka szkoła przetrwa, bo będą do niej posyłani uczniowie. Niżu demograficznego nie przeskoczymy, ale moja rada dla chcących iść w nasze ślady: pamiętajcie o współpracy z rodzicami. Oczywiście warto skorzystać z doświadczeń innych, tak jak my skorzystaliśmy z doświadczeń szkoły w Pniewie w gminie Okonek. Koledzy z innych szkół podpatrują, jak nam idzie. Szczerze im odpowiadamy. Nie ma żadnej zawiści, na pewno nas dopingują.
AW: Trzeba się nie bać, nie czekać z założonymi rękami, bo „może szkoły nie zamkną”. Zakładajcie stowarzyszenia i z pomocą gminy, bo bez nie na pewno nie dalibyśmy rady, bierzcie sprawy w swoje ręce. Takie rozwiązanie sprawdzi się jednak raczej tylko w szkołach małych, wiejskich do 8 uczniów w klasie. Możliwości mamy takie, jakie mamy, cieszę się nam to wypaliło, co nie znaczy, że mamy już tylko świetlaną przyszłość przed sobą. O demografii już wspomniałem. Przydałoby się powiększyć przedszkole, które spotkało się z świetnym odbiorem rodziców. I przydałaby się dłuższa perspektywa finansowa, mówię tu o gminnej dotacji. Dotacja kończy nam się w sierpniu, będziemy więc występować o jej przedłużenie. Rada Gminy zapewne spojrzy przychylnym wzrokiem, ale wolelibyśmy, aby okres finansowania był gwarantowany na dłużej, a nie z roku na rok, bo jak zabraknie dotacji to szkoły nie będzie.

Wyrok na podstawówkę w Gwdzie Wielkiej wydała demografia i finanse. Po kilku podejściach gmina wiejska Szczecinek wiosną 2021 roku zlikwidowała szkołę. Ale nie definitywnie, tylko powierzyła jej prowadzenie stowarzyszeniu utworzonemu przez nauczycieli i rodziców. Na zasadach szkoły publicznej, czyli bez czesnego dla rodziców, ale też bez przywilejów dla pedagogów z Karty Nauczyciela. Za nimi pierwszy rok pracy w zupełnie innych realiach, choć testowanych już przez kilka szkół w regionie. Muszą się utrzymać za swoją część państwowej subwencji oświatowej i - mniejszą niż do tej pory - dotację samorządu. Jak był dla nich ten rok? Czy w ich ślady pójdą inne szkoły zagrożone likwidacją?

Możliwość przekazywania szkół przez samorządy stowarzyszeniom czy też fundacjom nie jest nowa, bo przepisy pozwalały na to od kilkunastu już lat. W latach 2015/2017 nieco to ograniczono wprowadzając możliwość przekazywanie szkół do 70 uczniów osobie fizycznej lub osobie prawnej, ale nie spółce utworzonej przez gminę czy powiat. Gmina nie może też zrobić tego z jedyną szkołą na swoim terenie, a zgodę na przekazanie (po uprzedniej likwidacji szkoły) musi wydać kurator oświaty. Z danych MEN wynikało, że 5 lat temu w Polsce w takich placówkach uczy się blisko 200 tysięcy osób, wobec około 4 milionów w szkołach samorządowych.
Oddawanie szkół w ręce stowarzyszeń niezbyt podoba się związkom zawodowym, które uważają, że to szukanie oszczędności kosztem nauczycieli i omijanie Karty Nauczyciela. Zjawisko to zauważyła także Najwyższa Izba Kontroli badając wpływ likwidacji szkół publicznych na realizację zadań oświatowych gminy.
Prawo określa także zasady finansowania szkół „stowarzyszeniowych”. Samorząd ma obowiązek dotować szkołę na podstawie wydatków bieżących prowadzonych przez siebie szkół tego samego typu i rodzaju. Ministerstwo nie prowadziło kompleksowego porównania szkół prowadzonych przez samorządy i stowarzyszenia, ale z informacji MEN z roku 2017 wynika, że uczniowie i rodzice w szkołach prowadzonych stowarzyszenia wskazują, że mają większy wpływ na to, jakie zasady zachowania obowiązują w ich szkole. W zakresie dostępności i różnorodności zajęć pozalekcyjnych w wynikach statystycznych nieznacznie korzystniej wypadają szkoły prowadzone przez samorządy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecinek.naszemiasto.pl Nasze Miasto