18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Takie piwa warzono w browarze w Szczecinku. Dziś zostało wspomnienie... [zdjęcia]

Rajmund Wełnic
Rajmund Wełnic
Wystawa piwnych etykiet ze Szczecinka z okresu powojennego
Wystawa piwnych etykiet ze Szczecinka z okresu powojennego Rajmund Wełnic
Dziś o szczecineckim, nieistniejącym już browarze. A raczej o jego produktach, czyli piwie.

Po browarze w Szczecinku pozostało jedynie wspomnienie, trochę etykiet, podstawek pod kufel, butelek i resztki piwnic przy ulicy Wyszyńskiego. Wysadzony w powietrze pod koniec lat 70. XX wieku piwo produkować przestał już nieco wcześniej z powodu problemów z jakością. Pod koniec produkcji – z uwagi na brak inwestycji i modernizacji, skracanie procesu technologicznego i warzenia, aby wyprodukować jak najwięcej – piwo miało fatalną reputację. Zwłaszcza w porównaniu z piwem z sąsiedniego – prosperującego do dziś – browaru z Połczyna-Zdroju. Sprzedawcy skarżyli się, że piwo się psuło błyskawicznie, po dniu, góra dwóch pływały z nim już jakieś podejrzane kłaczki.

Powojenne piwo zeszło na psy...

Po wojnie w Szczecinku warzono trzy gatunki złocistego napoju. Zdecydowanie najlepszą marką cieszyło się piwo „Morskie" (12,5 % ekstraktu) wdrożone do produkcji za czasów dyrektora Jarocha. Najczęściej jednak w sklepach królowało popularne „Jasne pełne" (12 % ekstraktu). Eksperymentowano także w piwem ciemnym i słodowym z myślą o dworcowym barze, gdzie nie można było wówczas podawać napojów alkoholowych. Wyroby browaru w Szczecinku trafiały głównie na rynek lokalny zamykający się w granicach dawnego powiatu. Choć niekiedy „Morskie" można było kupić nawet w stolicy, gdzie spotykali je bawiący w delegacji szczecineccy urzędnicy. Początkowo piwem napełniano butelki zamykane ceramicznym korkiem z gumową uszczelką (dziś tak sprzedaje się tylko najlepsze gatunki), z czasem zaczęto je kapslować. Dużą część sprzedaży stanowiło piwo beczkowe (niegdyś w dębowych, potem w aluminiowych) kierowane do miejscowych lokali gastronomicznych.

CZYTAJ TEŻ:

Zanim zszargano reputację szczecineckiego piwa opinie na jego temat były krańcowo różne. - Dobre było, jęczmienne – wspomina pan Henryk, 80-letni mieszkaniec Szczecinka. Wybrańcy mieli okazję kosztować piwa wprost z kadzi leżakowych, przed filtrowaniem i butelkowaniem. Ponoć było wyśmienite, w czym zasługa także wody ze studni głębinowej. Dzięki nowoczesnej – do czasu - suszarni słodu było bardzo jasne. - Zrobić takie to wielka sztuka, bo uzyskać piwo czerwone lub ciemne, to żaden problem – powiadają browarniczy.

Ostatni krzyk techniki

Browar w Szczecinku zbudowano w latach 80. XIX wieku. Lekkiej konstrukcji budynek krył wewnątrz trzy miedziane kotły warzelnicze, piwnice do leżakowania piwa. Zainstalowano tu też ostatni krzyk XIX-wiecznej techniki - suszarnię słodu (namoczone i skiełkowane ziarno jęczmienia, w którym nastąpiła przemiana skrobi w cukry proste) wykorzystującą do tego spaliny z browarnianej kotłowni. Obok znajdowała się słodownia, pod którą niemieccy budowniczowie wywiercili studnię głębinową.
Neustettiner Bergbrauerei, czyli browar miejski, założył w 1853 roku niejaki Behrend. Kilkadziesiąt lat później interes przejął Hermann Riemer, do jego potomków firma „Neustettiner Bergbrauerai AG” należała aż do roku 1945. Piwo warzono według receptury bawarskiej, czyli Reinheitsgebot, a wydajność browaru w początkach XX wieku sięgnęła 12 tysięcy hektolitrów rocznie. Rodzinna firma Riemerów należała do najpotężniejszych w mieście.

Przedwojenne piwa ze Szczecinka
A co warzono w nim przed wojną? Jak wynika z dawnych, niemieckich etykiet opublikowanych na stronie www.polbeerlabels.pl (polecamy, istna kopalnia wiedzy dla pasjonatów browarnictwa) wynika, że głównie lagery (piwo dolnej fermentacji zawierające poniżej 12% ekstraktu, mogą być ciemne lub jasne w zależności od użytego słodu) i jasne pełne. Ale także pilsnery (nazwa pochodzi od Pilzna w Czechach, piwo dolnej fermentacji, mocno chmielone, maksymalnie 12,5% ekstraktu), koźlaki i podwójne koźlaki (doppel bock). To z kolei o piwa zarówno górnej, jak i dolnej fermentacji, jęczmienne i pszenne, ekstrakt ponad 16%, a alkohol minimum 6,5%). W Szczecinku warzono także malzbier (podwójny malzbier), czyli piwo słodowe górnej fermentacji, zawiera średnio 11,7% ekstraktu, ale o małej zawartości alkoholu.

Jak widać, całkiem sporo piwnych stylów jak na jeden browar (zakład w Szczecinku miał trzy kotły warzelnicze). Ale – z czego do dziś słynie większość niemieckich browarów – niespecjalnie kombinowano ze składnikami. Zgodnie z Reinheitsgebot, najstarszym dokumentem regulującym proces produkcji żywności, piwo mogło powstawać tylko ze słodu, wody i chmielu. Taki dokument wydał w roku 1516 roku bawarski książę Wilhelm IV i jego brat, książę Ludwik X. Dodatek drożdży pojawił się później, bo w XVI wieku jeszcze nie wiedziano o ich roli w procesie fermentacji.

Smutny koniec browaru

Wyrok na browar w Szczecinku zapadł w Warszawie, w Zjednoczeniu Przemysłu Piwowarskiego. Nastała właśnie epoka gierkowskiej gigantomanii, a małe nie miało racji bytu. Rynek miało zalać piwo z ogromnych browarów, w rodzaju stawianego właśnie wówczas zakładu w Poznaniu. Nowy browar miał i powstać w Szczecinku, w rejonie ulicy Łukasiewicza, gdzie w tym samym czasie budowano nową mleczarnię. Nic z tego jednak nie wyszło. Czkawką odezwała się również lokalizacja w centrum miasta. W latach 60. i 70. wokół browaru powstały bloki mieszkalne, a ludziom zaczął przeszkadzać gęsty, czarny dym walący z komina, czy kłęby kurzu i plew unoszące się przy czyszczeniu ziarna. Problemem były także browarniane ścieki, bardzo agresywne, bo zawierające dużo drożdży. I chociaż czasy były takie, że ekologią i brudami płynącymi do jeziora Wielimie niezbyt się jeszcze przejmowano, to wydział ochrony środowiska z województwa nakazał wstrzymać produkcję. Według wielu opinii na ratowaniu browaru nie zależało też specjalnie szefom Zakładów Piwowarsko-Słodowych z Koszalina, pod które podlegał Szczecinek. Na pewno była to swego rodzaju konkurencja na lokalnym rynku.

W połowie lat 70. browar stanął na dobre. Przez kilka lat wykorzystywano jeszcze piwnice do składowania winnego moszczu, ale dni firmy były już policzone. - Dostaliśmy zlecenie pocięcie miedzianych kotłów warzelniczych – opowiada nam rzemieślnik, który dopełnił dzieła „zniszczenia”. Było z tym nieco kłopotu, bo okazało się, że miedź doskonale przewodzi ciepło i nie można jej było pociąć palnikami. Metal po prostu nagrzewał się na całej powierzchni. W rozwiązaniu problemu miał pomóc profesor z katedry spawalnictwa koszalińskiej Wyższej Szkoły Inżynierskiej. Nie czekając jednak na opinię eksperta, kotły, przypominające nieco banie na cerkwiach, porąbano po prostu siekierami... A potem budynki browaru po prostu wysadzono w powietrze.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecinek.naszemiasto.pl Nasze Miasto