21 października 1992 roku z poniemieckiego, brukowanego peronu stacji w Bornem Sulinowie odjechał ostatni transport ze sprzętem i żołnierzami Armii Federacji Rosyjskiej, która wcześniej – jako Armia Czerwona a potem Armia Radziecka – stacjonowała tu od zakończenia II wojny światowej. Pożegnanie w świetle kamer i błysku fleszy, wszyscy mieli świadomość, że to moment historyczny. Polska po niemal pół wieku wychodziła z kręgu wpływów rosyjskich, a biała plama na mapie, jaką było Borne i sąsiedni poligon wracała w granice Polski. Najpierw miastem opiekowało się Wojsko Polskie, wiosną 1993 roku przejęła je cywilna administracja, by jeszcze w tym samym roku Borne otrzymało prawa miejsce stając się siedzibą gminy.
ZA MUREM
Dla nas, mieszkańców okolic, kto stacjonuje w Bornem, tajemnicą żadną nie było. Ba, w latach 80., kilka razy udało mi się prześlizgnąć do bazy nie strzeżonej może już wtedy tak pilnie. Pamiętam, że kilkaset metrów za Krągami drogę przegradzał szlaban z wartownikami, którzy tylko rzucili okiem na pasażerów PKS i puścili nas dalej. Ujechaliśmy kilka kilometrów, autobus stanął przed bramą, wysypały się z niego dwie grupki – jedna podreptała w kierunku głównego wejścia, a druga – złożona z Polaków bez przepustek i polujących na deficytowe towary dostępne w sklepach za murem – skręciła wzdłuż ogrodzenia. Po kilkuset metrach, z duszą na ramieniu, przeszedłem przez dziurę w siatce i znalazłem się w obcym państwie. Wszędzie pełno mundurowych, napisy po rosyjsku, bloki „leningrady”, Lenin na cokole. Można się było jednak poruszać dość swobodnie, ba zrobiłem zakupy w uniwiermagu, czyli supersamie i spokojnie wróciłem do domu.
CZYTAJ TEŻ:
Do obecności Rosjan byłem przyzwyczajony, w rodzinnym Szczecinku mieliśmy także jednostkę sowiecką. Ale dla gości z centralnej Polski, gdzie Rosjanie nie stacjonowali w takiej liczbie, własna kasa na dworcu i widok czerwonoarmistów paradujących po ulicach bywał zaskakujący. Borne było enklawą wyjątkową nawet, jak na warunki PRL. Stacjonowała tu cała dywizja, kilkanaście tysięcy żołnierzy, oficerowie i ich rodziny. W nieodległym Kłominie, czyli ówczesnym Gródku, był jeszcze pułk rakietowy, a w Brzeźnicy naprawdę tajne składowisko głowic atomowych. Takie zgrupowanie nie mogło oczywiście istnieć w zupełnym odseparowaniu od otoczenia. Takiej armii trzeba było dostarczyć żywność, zaopatrzenie. Kwitł handel wymienny z okoliczną ludnością, która za wódkę mogła kupić niemal wszystko. W czasach kryzysu wzięciem cieszyło się paliwo, czy słynna tuszonka w puszkach. Polskie firmy – także prywatne – pracowały dla Rosjan z murem, budowały im domy, czy inne obiekty. Dla nich wyjazd gwieździstej armii często oznaczał bankructwo.
POWRÓT DO MATUSZKI RASJII
Dla wielu żołnierzy 6. Witebsko-Nowogródzkiej Gwardyjskiej Dywizji Zmechanizowanej powrót do kraju też był dramatem. ZSRR się rozsypał, Federacja Rosyjska przeżywała ciężkie chwile. Dywizja została przeniesiona do Tweru, po licznych przemianach została ostatecznie rozformowana w roku 2020, choć jej tradycje przejęła 90. Gwardyjska Witebsko-Nowogródzka Dywizja Pancerna. Historyczny moment wyjazdu ostatniego eszelonu z Bornego Sulinowa 21 października 1992 roku uwiecznił jeden z oficerów rosyjskich, który podzielił się nimi z Dariuszem Tederko, znawcą historii leśnego miasteczka. Widzimy uroczystość na borneńskiej bocznicy kolejowej. Na trybunie honorowej tłoczą się oficjele, poniżej grupka pionierów – zapewne dzieci rosyjskich oficerów – trzyma transparent w języki rosyjskim „dziękujemy za służbę w Północnej Grupie Wojsk”. Na torach stoją wagony, a na nich – pilnowane przez wartowników – skryte pod plandekami wyrzutnie rakiet Scud. Po peronie kręcą się cywile, są fotoreporterzy – wszak to historyczny moment.
Ostatecznie ostatni oddział armii upadłego imperium wyjechał z Warszawy we wrześniu 1993 roku, w Polsce została jeszcze tylko grupka nadzorująca wycofywanie wojska z dawnej Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Polska została z ogromnym problemem zagospodarowania mienia postsowieckiego. Co ciekawe, Rosjanie domagali, aby nasz kraj im za to zapłacił... Ostatecznie stanęło na „opcji zerowej” - my nic za pozostawione mienie nie zapłaciliśmy, ale też dawni „sojusznicy” umyli ręce od ponoszenia kosztów usuwania szkód, jakie po sobie pozostawili. A że są one gigantyczne można się było wkrótce przekonać m.in. w Bornem Sulinowie, gdzie natrafiono np. na ślady skażeń chemicznych, substancjami ropopochodnymi, czy składowisko amunicji zakopane po prostu w lesie
TRZYMALI TU RAKIETY SCUD
Zaraz po wojnie pobytu „sojuszników” w Polsce nie regulowały żadne umowy rządowe. Dopiero pod koniec roku 1956 podpisano „Umowę o statusie prawnym wojsk radzieckich czasowo stacjonujących w Polsce”. Jej zapisy – pomijając już to, że „czasowo” miało pewnie oznaczać na zawsze – często pozostały na papierze, bo Rosjanie i tak robili niemal co chcieli ciesząc się zupełną suwerennością. Władze polskie nie miały – przynajmniej oficjalnie – żadnej informacji o liczebności jednostek bratniej armii. Tuż przed przemianami roku 1989 wojska radzieckie zajmowały ponad 6 tysięcy budynków, 13 lotnisk wojskowych, bazę morską w Świnoujściu, 23 bocznice kolejowe o łącznej długości 64 km, a także 4 poligony wojskowe zajmujące razem 58 tys. hektarów. Według polskich szacunków, w garnizonach przebywało około 58 tysięcy żołnierzy oraz nieznana liczba pracowników cywilnych i rodzin.
Na Borne Sulinowo – największą bazę rosyjską w Polsce – przypadała znaczna część kontyngentu. W sumie garnizon w najlepszych dla siebie latach liczył nawet około 25 tys. żołnierzy, którzy do dyspozycji mieli poligon o powierzchni 18 tys. hektarów.
Wraz z rozpadem bloku demoludów, czyli państw Europy Środkowo-Wschodniej, które zrzucały dominację wielkiego sąsiada, rozwiązaniem ZSRR i Układu Warszawskiego stało się jasne, że obce wojska z Polski wyjechać muszą. Rozmowy z dawnym sojusznikiem rozpoczęte jesienią 1990 nie były łatwe. Rosjanie np. domagali się gigantycznych odszkodowań za wzniesione przez siebie obiekty. Strona Polska nie chciała o tym słyszeć, bo co miała począć np. z wielkimi kompleksami warsztatów i garaży w Bornem Sulinowie? Ponadto to my zostawaliśmy z problemem likwidacji wielu bomb ekologicznych pozostawionych przez wojskowych. Z czasem – m.in. w Bornem Sulinowie – okazało się, że to nie tylko teoria. Koniec końców przyjęto opcję zerową proponowaną przez prezydenta Lecha Wałęsę, w której każda ze stron zrzekła się swoich roszczeń.
Pierwszy transport 12 wyrzutni rakiet operacyjno-taktycznych R-300 – w kodzie NATO Scud - wyjechał z Bornego w kwietniu 1991 roku, jeszcze przed podpisaniem jesienią tego roku umowy o wycofaniu wojsk Federacji Rosyjskiej z Polski. Dyslokacja takiej armii nie była łatwym przedsięwzięciem. Borneńska baza – przejęta przez Wojsko Polskie – ostatecznie opustoszała 21 października 1992 roku. Kilka dni później Rosjanie oddali garnizon w Szczecinku. Ostatnia jednostka bojowa opuściła Polskę w grudniu 1992 roku, gdy ze Świnoujścia odpłynęły ostatnie kutry torpedowe marynarki rosyjskiej, operację wycofywania ostatecznie zakończono jesienią 1993 roku. Wtedy już Borne Sulinowo było przekazane cywilom.
iPolitycznie - Dominik Tarczyński - skrót 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?