Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Budowlana katastrofa w Szczecinku sprzed lat. Cudem nikt nie zginął [zdjęcia]

Rajmund Wełnic
Rajmund Wełnic
Teren po zawalonych wieżach współcześnie, są tu nadajniki telefonii komórkowej
Teren po zawalonych wieżach współcześnie, są tu nadajniki telefonii komórkowej Rajmund Wełnic
- Spadł, był, nie ma, były dwa, jest jeden – tymi słowami Andrzeja Wdowiaka, ówczesnego kierownika ujęcia wody w szczecineckim Bugnie, obudził 30 listopada 1990 roku rano zszokowany kierowca firmy. Właśnie zawalił się wielki zbiornik na wodę przy ulicy Waryńskiego w Szczecinku. To największa katastrofa budowlana w powojennych dziejach miasta.

Kiedy Andrzej Wdowiak dotarł na miejsce nie mógł uwierzyć własnym oczom. Po jednym z dwóch nowych, potężnych zbiorników na wodę zostało rumowisko powyginanych na wszystkie strony blach. Jak palec wymierzony w niebo stała tylko wysoka na 18 metrów „stopa” zbiornika. Sam zbiornik po upadku na ziemię zamienił się w stalowe kłębowisko kątowników, śrub i arkuszy metalu. – W pamięci utkwił mi widok drzewek z pobliskiego zagajnika, ich czubki zostały dosłownie ścięte ścianą wody – wspomina dzisiejszy prezes Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji. – Obok stał budynek gospodarczy, siła wody, która w niego uderzyła była tak potężna, że drzwi wejściowe zostały wyrwane z framugi i wybiły dziurę w przeciwległej ścianie. Ten dzień – 30 listopada 1990 roku w dniu swoich imienin – pan Andrzej zapamięta do końca życia.

CZYTAJ TEŻ:

Szczęście w nieszczęściu, że do katastrofy doszło około godziny 4 nad ranem, gdy nikogo w ustronnym miejscu na wzgórzu górującym nad dzielnicą przemysłową Szczecinka już nie było. Inaczej zginąłby niechybnie. Ale jeszcze parę godzin wcześniej pracowali tam ludzie. – Dzień wcześniej robiliśmy przy wieży instalację odprowadzającej wodę na wypadek awarii, coś w rodzaju kanału ulgi – mówi A. Wdowiak. – Gdyby wieża zawaliła się wcześniej, nie rozmawialibyśmy dzisiaj.

Bubel z lat 80-tych

Zbiorniki przy Waryńskiego od chwili, gdy je postawiono w połowie lat 80. XX wieku sprawiały masę problemów. – Począwszy od sterowania zbiornikami skończywszy na szczelności, po prostu woda lała się z nich niekiedy strumieniami – mówi nasz rozmówca.

W roku 1989 pojawił się już naprawdę poważny sygnał ostrzegawczy: z jednego ze zbiorników wyciek był tak duży, że woda zmyła część skarpy od strony ulicy Waryńskiego. Błoto spłynęło na jezdnię w takiej ilości, że nie sposób było przejechać. Zwały ziemi musiał usuwać ciężki sprzęt.

Wieże od początku budziły nieufność załogi „wodociągów”. Wysokie na prawie 30 metrów (18 m stopa, 12 m zbiornik) plus wysokość wzgórza sprawiały, że dominowały nad całym Szczecinkiem. – Konstrukcja na wietrze odchylała się o pół metra na boki, kołysało tam jak na morzu – uśmiecha się A. Wdowiak. – Z tego powodu, jaki i częstych awarii, większość ludzi bała się tam wchodzić. Niech żałują, bo panorama na miasto była wspaniała. Miałem nawet pomysł, aby zbiorniki wykorzystać jako wielką reklamę Pepsi Coli.

CZYTAJ TEŻ:

Wieże były elementem projektowanej w latach 70. XX wieku nowego ujęcia wody i stacji uzdatniania w Bugnie. Szczecinek w wodę do tamtej pory zaopatrywało poniemieckie ujęcie wody przy ulicy Wodociągowej, a ciśnienie w sieci zapewniała wieża ciśnień z początków XX wieku. Jak na potrzeby przeżywającego boom przemysłowy i mieszkaniowy miasta było to stanowczo za mało. W wyżej i dalej położonych osiedlach Kopernika i Koszalińska popołudniami były ogromne kłopoty z wodą. Po prostu nie dochodziła na najwyższe piętra. Ciśnienie wody było też zbyt małe, aby „odpalić” gaz w junkersach. – Kąpałem się wtedy o godzinie 1, 2 w nocy – wspomina pan Andrzej.

Ujęcie w Bugnie po 10 latach budowy ruszyło pod koniec lat 70.. Zabrano się też za finalizację budowy zbiorników, które miały zapewnić ciśnienie w odległych częściach Szczecinka. Potrwało to też ładnych parę lat: od projektu z roku 1981 poprzez zakończoną w roku 1985 budowę. Do eksploatacji wieże włączono jednak dopiero dwa lat później. Właśnie z powodu licznych zastrzeżeń co do jakości i częstych awarii. W czasach PRL nikt się specjalnie nimi nie chwalił, więc poza wtajemniczonymi pracownikami „wodociągów” nikt nie podejrzewał nawet, jakie niebezpieczeństwo czyha przy ulicy Waryńskiego.

Ale to ciężar…

Każdy ze zbiorników mógł pomieścić 500 metrów sześciennych wody, przeszło dwa razy więcej niż poniemiecka wieża ciśnień. – Projektowano je pod 100-tysięczne miasto i wielki przemysł, bo tak w czasach Gierka planowano rozwój Szczecinka – mówi A. Wdowiak. 500 metrów to 500 ton plus ciężar samego zbiornika. Ogromny. Konstrukcja, która miała to utrzymać musiała być solidna. A – jak się okazało – taka nie była.

Zbiorniki zaprojektował Mostostal Warszawa, te szczecineckie były jednak prototypem, bo wcześniej podobne były znacznie mniejsze. Do dziś stoi jednak bliźniacza wieża w Debrznie. – Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej, którą częścią były wówczas „wodociągi”, nie chciało długo przejąć wież, bo nie nadawały się do eksploatacji, trwały przepychanki z wykonawcą KPRI Koszalin, podwykonawcą Mostostalem Słupca, a inwestorem, czyli miastem – mówi prezes PWiK.

Przerwała je katastrofa. Biegli ustalili potem, że najpewniej „puściły” mocowania jednej z blach zbiornika. Woda z ogromnym impetem spadła na dół, a konstrukcja runęła na ziemię. Ostała się tylko „stopa”. Druga wieża stojąca nieopodal szczęśliwe przetrwała, ale wkrótce potem ją rozebrano, bo nikt nie chciał ryzykować kolejnej katastrofy, a jej naprawa – a praktycznie budowa od nowa - byłaby zbyt kosztowna.

Kto zawinił? Śledztwo nie wskazało odpowiedzialnych. Prokuratura umorzyła sprawę uznając, że złożył się na to ciąg fatalnych niedociągnięć. – Nie tyle na etapie projektowania, co wykonawstwa – mówi A. Wdowiak. Jako pierwsze wykluczono warunki atmosferyczne, w dniu katastrofy było 5 stopni na plusie, wiał lekki wiaterek. Zlecono trzy niezależne ekspertyzy (w końcu w gruzach legła inwestycja warta kilka milionów złotych według dzisiejszych cen). – Żadna nie wskazała winnego, pokazywała niechlujstwo wykonawców, to że stosowano stal bez atestów, która nie spełniała wymogów Polskiej Normy, miała zbyt dużo żelaza, użyto też nieodpowiednich śrub – mówi szef „wodociągów”. – Okazało się np., że niepasujące kątowniki „złote rączki” doginały do konstrukcji na placu budowy. Widać też było, jak miękka jest stal, gdy śruby wyrywały w niej otwory w kształcie łbów. Słowem – kwintesencja kryzysu schyłku PRL, w którym brakowało wszystkiego.

Dają radę bez zbiorników

Miasto sądziło się potem z wykonawcą, odzyskało część pieniędzy, ale w międzyczasie inflacja pożarła odszkodowanie. Dziś Szczecinek obchodzi się z powodzeniem nie tylko bez obu zbiorników z Waryńskiego, ale też bez wieży ciśnień z górki wodociągowej już dawno wyłączonej z eksploatacji. – Ciśnienie zapewniają nam pompy, a retencję wody mamy dopiero od niedawna dzięki ostatnim inwestycjom w ujęciu w Bugnie – prezesowi PWiK nie żal zawalonych konstrukcji.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecinek.naszemiasto.pl Nasze Miasto