Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tajemnica samolotu strąconego koło Szczecinka wyjaśniona [zdjęcia]

Rajmund Wełnic
Rajmund Wełnic
Szczątki samolotu znalezione przy lotnisku w Wilczych Laskach
Szczątki samolotu znalezione przy lotnisku w Wilczych Laskach Rajmund Wełnic
Dzięki uporowi i benedyktyńskiej pracy dwóch pasjonatów historii ze Szczecinka udało się najpewniej rozwikłać zagadkę samolotu, który pod koniec wojny rozbił się przy obok lotniska w Wilczych Laskach koło Szczecinka. We wraku zginęli Rosjanie, a nie Amerykanie, których upamiętnia pomnik na szczecineckim cmentarzu.

Za rozwiązanie zagadki zabrali się Marcin Możejko i Maciej Grunt, miłośnicy lokalnej historii związani z forum historycznym szczecinek.org, których zaciekawiły opisywane i na naszych łamach losy tragedii z jesieni 1944 roku na lotnisku w Wilczych Laskach (niem. Wulfflatzke) koło Szczecinka. Upamiętnia to pomnik lotników amerykańskich na cmentarzu komunalnym w Szczecinku powstał za czasów pierwszej Solidarności na początku lat 80. XX wieku na fali wolności, która ogarnęła cały kraj. Pochowano pod nim szczątki kilku lotników ekshumowanych z miejscowego cmentarza wojennego, a pochodzących z wraku samolotu, który rozbił się na lotnisku w Wilczych Laskach. Tablica – z sylwetką bombowca, gwiazdą US Air Force i spadochronami nad powstańczą Warszawą – autorstwa rzeźbiarza Zygmunta Wujka zdaje się potwierdzać oficjalną wersję wydarzeń. Mówi ona, że pod Wilczymi Laskami został zestrzelony amerykański samolot z zrzutami zaopatrzenia wracający znad walczącej Warszawy.

ROSJANIE NIE AMERYKANIE

Ale tak nie było, na co wskazywało już wcześniej wiele przesłanek, które teraz potwierdzili badacze we współpracami z internautami z facebookowej grupy Poligon Gross Born. - W 90 procentach oparliśmy się na dokumentach uzyskanych z amerykańskiego archiwum narodowego, a które z kolei przejęło archiwa niemieckie – mówi Maciej Grunt. - Część informacji czerpaliśmy także z internetowych forów awiacji w Europie i Rosji, które gromadzą naprawdę rozległą wiedzę na te tematy.

Konkluzja tych ustaleń jest jasna - Po dokładnym zbadaniu dostępnych dokumentów i raportów, możemy stwierdzić, że załoga i samolot zaangażowane w katastrofę w Wilczych Laskach nie były częścią amerykańskich sił powietrznych, a błędna identyfikacja wynikła z pomyłki w dokumentacji – piszą panowie. - Ostateczne wyjaśnienie tej pomyłki przyniosła analiza niemieckiego raportu ze zdarzenia w Steinforth, który zawierał szczegółowe informacje o liczebności załogi, silniku oraz numerach bocznych i seryjnych maszyny. Numery seryjne jednoznacznie wskazują, że maszyna używana była przez Armię Czerwoną w ramach programu Land-Lease.

Był to samolot transportowy typu Douglas C-47 Dakota. - Kluczowe dla zrozumienia tej pomyłki były dwa rożne zdarzenia: katastrofa z 13 listopada 1944 roku nad Morzem Północnym, dotycząca samolotu o numerze bocznym 43- 48478, oraz druga katastrofa, która miała miejsce dwa dni później z samolotem C-47 o numerze bocznym 348328 – piszą badacze. - Jedynie drugi samolot figuruje na mikrofilmie, liście straconych maszyn na listopad 1944, z wyraźnym wskazaniem miejsca katastrofy jako Steinforth/NeusteZn. Maszyna 43-48478 omyłkowo nie została ujęta i katastrofa z 13 listopada nie figuruje na mikrofilmie. Natomiast sam raport zaginionej załogi MACR10662 dotyczy właśnie maszyny 43-48478. Błąd w dokumentacji wydaje się wynikać z pomylenia samolotów przez osobę odpowiedzialną za linkowanie raportów zaginionych załóg z listami straconych maszyn. Efektem tego błędu było błędne połączenie katastrofy z 15 listopada z wydarzeniem z 13 listopada oraz zidentyfikowaną załogą, której tablica pamiątkowa znajduje się w Lorraine.

Kluczowy jest niemiecki meldunek wraz z informacją przekazaną gestapo w Pile. Jasno z niego wynika, że we wraku samolotu rozbitego 15 listopada byli rosyjscy spadochroniarze, zapewne grupa dywersyjna mająca jakieś zadanie na tyłach (front stał wówczas na Wiśle). Znaleziono 7 ciał. Potwierdza to znalezione sowieckie uzbrojenie, prowiant, ale o pochodzeniu samolotu świadczą amerykańskie tabliczki znamionowe. Do meldunku dołączona jest mapka z zaznaczonym miejscem pochówku lotników. Znajduje się mniej więcej w połowie drogi między Wilczymi Laskami (Wulfflatzke) a Steinforth, to nieistniejąca dziś wieś na obrzeżu dawnego poligonu Gross Born (mieszkańców wysiedlili jeszcze Niemcy tworząc poligon), na południowym brzegu jeziora Rymierzewo.

Marcinowi Możejce i Maciejowi Gruntowi udało się nawet ustalić personalia poległych Rosjan – to porucznik Fiodor Maslennikow - I pilot i dowódca samolotu, porucznik Iwan Turczenko - II pilot, porucznik Władimir Skorikow - nawigator, porucznik Jurij Sawienko – mechanik, chorąży Paweł Iwannikow – radiooperator oraz z ramienia NKGB (Ludowy Komisariat Bezpieczeństwa Państwowego, tajna policja zajmująca się wywiadem i kontrwywiadem ) - Wiktor Antonow i Turin German. Jakie mieli zadanie na tyłach wroga? Tego pewnie nigdy się już nie dowiemy. Można się jedynie domyślać, że mieli do wykonania jakąś misję wywiadowczą w rejonie Wału Pomorskiego, który kilka miesięcy później przyjdzie przełamywać.

POMNIK Z BŁĘDEM

Te wyjaśnienia stawiają duży znak zapytania o prawdę historyczną potwierdzoną pomnikiem lotników US Air Force. Dziś już wiadomo, że to nie oni – a załoga rosyjska – spoczywa pod kamieniem na cmentarzem w Szczecinku. Pomyłkę z lat 80. można wytłumaczyć niedostępnością do źródeł w tamtym czasie oraz entuzjazmem i odreagowaniem na lata fałszowania historii przez komunistów. Po prostu w tamtym czasie było zapotrzebowanie na opowieść o lotniskach niosących pomoc walczącej Warszawie. Tej pomocy alianci oczywiście udzielali znacznie większej niż stojący za Wisłą Sowieci, ale akurat nie w tym przypadku.

Na dziś wiadomo, że jesienią 1944 roku w okolicach strącono maszynę. Samolot spadł w pobliżu Wilczych Lasków i tu polegli lotnicy zostali początkowo pochowani przez Niemców. Po wojnie z udziałem przedstawiciela ambasady amerykańskiej przeprowadzono ekshumację lotników – załogi DC-47 liczyły od 4 do 5 osób - których pochowano na cmentarzu wojennym w Szczecinku. Później przeniesiono ich na osobną kwaterę koło kaplicy cmentarnej. Na mogile stanął pomnik – dwa potężne głazy polodowcowe ze spiżową tablicą upamiętniającą poległych i alegoryczną płaskorzeźbą pełną odniesień religijnych, walczących powstańców i zrzutów nad płonącą stolicą.

Skąd wątpliwości? – W tej sprawie jest dużo znaków zapytania – przyznaje Jerzy Dudź, były szef Muzeum Regionalnego w Szczecinku. – Jest relacja pana Wernera, byłego mieszkańca Wilczych Lasków, który jako dziecko pamiętał zastrzelenie samolotu. Twierdził, że w jego szczątkach było ciało czarnoskórego lotnika, co wskazywałoby na to, że to samolot amerykański. Ale czy w zwęglonych zwłokach można było rozpoznać Afroamerykanina?

Już wtedy były przesłanki, aby twierdzić, że mogli to też być Rosjanie, bo w ich lotnictwie latało sporo amerykańskich maszyn m.in. bombowce B-25, czy transportowiec Dakota DC-3 Douglas (w wersji wojskowej DC-47), która być została tu strącona lub rozbiła się w wyniku uszkodzeń. Rosjanie sami wyprodukowali sporo samolotów Li-2 na licencji Dakoty DC-3.

Tuż przed przystąpieniem Polski do NATO była w Szczecinku delegacja amerykańskiej armii, która odnalazła w Wilczych Laskach szczątki maszyny próbując na podstawie zachowanych numerów ustalić, co to za samolot. Niestety, nic pewnego nie stwierdzili. Nigdy potem Amerykanie się nie odezwali, zapewne nie udało się sprawdzić, nadal nie wiadomo, jaka maszyna rozbiła się w Wilczych Laskach. Po tej wizycie w szczecineckim muzeum zostało nieco blach z rozbitego samolotu, których jeszcze do tej pory nie eksponowano.

A jak naprawdę było ze zrzutami dla powstańczej Warszawy? Na początku sierpnia z baz we włoskim Brindisi latali Anglicy i Polacy na liberatorach i halifaxach. Później Amerykanie, Kanadyjczycy, Nowozelandczycy i lotnicy z Afryki Południowej. Wszyscy ponosili ciężkie straty. Tylko w sierpniu stracono 27 maszyn. W końcowej fazie powstanie zrzutów dokonywali także Rosjanie, ale z oczywistych względów trudno spodziewać się, żeby znaleźli się aż na Pomorzu. Zresztą latali małymi maszynami tzw. kukuruźnikami. Dopiero w drugiej połowie września, gdy powstanie już dogorywało, Stalin zezwolił na lądowanie za linią frontu wielkich bombowców B-17 „latających fortec”, które mogły zabrać więcej zaopatrzenia. Wyprawa 110 „latających fortec” osłanianych przez myśliwce mustang to jedyna wyprawa – nazwana Frantic-7 - Amerykanów z lotnisk brytyjskich nad walczącą stolicę (lądowano w Połtawie). To wielkie samoloty, ich załogi liczyły aż 10 osób, a z zachowanych relacji wiadomo, że ciał lotników w Wilczych Laskach było znacznie mniej. Oficjalne źródła historyczne mówią, że w czasie wyprawy „latających fortec” stracono tylko dwie maszyny i na pewno żadnej w okolicach Szczecinka.

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecinek.naszemiasto.pl Nasze Miasto