Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kolonie w PRL. Pałac w Trzebiechowie koło Szczecinka gościł kolonistów [zdjęcia]

Rajmund Wełnic
Rajmund Wełnic
Personel kolonii w Trzebiechowie z roku 1962
Personel kolonii w Trzebiechowie z roku 1962 Archiwum Państwowe Koszalin o/Szczecinek
Dla pokolenia 40 plus, a może już raczej 50 plus, kolonie były wakacyjną codziennością. Jak wówczas wypoczywały dzieci?

Szczecinecki oddział Archiwum Państwowego ma w swoich zasobach zdjęcia z letniego wypoczynku z kolonii letniej zorganizowanej w Trzebiechowie koło Szczecinka przez kopalnię „Słupiec” w 1962 roku. Fotografie mają swój niepowtarzalny klimat, czuć sielską atmosferę wsi, wypoczynku na łonie natury, ale w „pięknych okolicznościach przyrody”.

Typowe kolonie skończył się wraz PRL, choć oczywiście w różnych formach letni wypoczynek organizowany przez zakłady pracy istnieje do dzisiaj, choć raczej w formie dopłat do obozów itp. z funduszu socjalnego. To jednak zupełnie inne realia niż w minionej epoce. Właściwie każda większa firma miała swój ośrodek wypoczynkowy w miejscowościach letniskowych, często na drugim końcu Polski. Czasami – tak jak zapewne w wypadku Trzebiechowa – wakacyjne kolonie organizowały lokalne szkoły, PGR itp., które zarobkowały na tym w czasie lata. Nad sprawną organizacją wyjazdu, wypoczynku czuwały działy personalne. Ceny wyjazdu – oczywiście jak wszystko w PRL dalekie od rynkowych i dopłatami z zakładu pracy - były przystępne, tak aby pozwolić sobie na nie mógł i robotnik, i pani z kadr, i dyrektor. W zależności od możliwości zakładu, jego wielkości, dzieci pracowników mogły liczyć na wyjazd na kolonię co roku. Niekiedy firmy po prostu kupowały turnus w jakiejś atrakcyjnej lokalizacji. Bywało, że przedsiębiorstwa – w ramach wymiany i porozumienia z innymi firmami – słały dzieci do innych ośrodków, bo w końcu, ile razy można jeździć w te samą miejscówkę?

CZYTAJ TEŻ:

Co kolonistów czekało na miejscu? Atrakcji nie brakowało, wiele zależało przy tym od kreatywności kaowca, czyli pracownika kulturalno-oświatowego lub wychowawców. I od lokalizacji, morze i góry zawsze dawały większe pole do popisu. Choć bywało siermiężnie. Duże sale, piętrowe łóżka, wspólne łazienki i prysznice. Na kolonii obowiązkowo musiała być higienistka lub pielęgniarka kontrolująca „dobrostan” dziatwy. Generalnie – umówmy się – to nie był wypoczynek dla indywidualistów, królowała integracja, wspólne wycieczki i zabawy. Co nie znaczy, że na koloniach nie tworzyły się prawdziwe przyjaźnie, miłości, a może i późniejsze małżeństwa.

Ale to była dobra szkoła życia, ze swoistą subkulturą kolonijną (kolonijne „śluby”, zielone noce, gry i zabawy i karne szeregi kolonistów z kolorowymi chustami na szyjach). Jadło się to co panie kuchnia przygotowała, bez grymaszenia. Choć przecież pani kucharka jakiegoś niejadka po cuchu podkarmiała smakołykami. Można było się obejść bez telefonów (oczywiście stacjonarnych) do mamy. Nawet jeżeli ktoś zatęsknił za domem, to przecież nie wypadło się mazać. I któż też nie przeżył kolonijnej miłości? I nie słał potem pocztówek do ukochanej z drugiego końca Polski...

Słowo poświęcić należy miejscu kolonii uwiecznionej na zdjęciach z pałacowi w podszczecineckim Trzebiechowie, dziś będącego w rękach prywatnych. Szczęśliwie uniknął losu podobnej budowli w niedalekich wsiach Radacz i Juchowo (by poprzestać tylko na tych w najbliższej okolicy), swego czasu także w rękach państwowych gospodarstw rolnych i innych instytucji (w Juchowie szkoły). Nawet, jeżeli – tak jak dla juchowskiego zabytku – udało się znaleźć nowego właściciela, to nie podejmował się on żadnych działań, nie mówiąc już o bieżącym utrzymaniu czy też remoncie. Obiekty popadły więc w ruinę, były regularnie rozkradane i dewastowane. Obecnie praktycznie nie do uratowania.

Pałac w Trzebiechowie nadal istnienie, i ma się dobrze, bo trafił w dobre ręce. Neogotycka budowla powstała w drugiej połowie XIX wieku, najpewniej wzniesiony przez rodzinę von Knause, do której należał ówczesny Buchwalde, jak przed wojną nazywało się Trzebiechowo. Jest ozdobą ośmiohektarowego parku położonego nad jeziorem, a cały zespół pałacowy z aleją dojazdową oraz z kaplicą i zabudowaniami gospodarczymi do znakomity przykład ówczesnego majątku szlacheckiego. Wpisany do rejestru zabytków pod koniec lat 70. XX wieku.

Po wojnie trzebiechowski przeżywał różne koleje losu, przechodził z rąk do rąk, choć – jak to w Polsce Ludowej – z jednej instytucji państwowej do drugiej. Najpierw zarządzał nim PGR, był tu ośrodek szkoleniowy, by w końcu – z takim przeznaczeniem – przejął go Zakład Ubezpieczeń Społecznych, by już w III Rzeczpospolitej kupiła go osoba prywatna. Kilkanaście lat temu mieliśmy okazję go zwiedzić przy okazji podpatrywania sesji zdjęciowej do... Playboya. Jak już wspomnieliśmy, nowy właściciel uchronił zabytek przed zagładą.

Jak widać na zdjęciach z AP, pałac służył także jako miejsce wypoczynku i letnich kolonii. Trudno o lepsze miejsce na regenerację sił. Wspomniana kolonia dzieci pracowników kopalni „Słupiec” na pewno była udana. Najpewniej chodziło o kopalnię węgla kamiennego koło Nowej Rudy na Dolnym Śląsku. Dziś już od dawna nieczynnej, choć do dziś pod tą nazwą funkcjonuje odkrywka-kamieniołom, w której wydobywa się gabro, skałę wulkaniczną sprzed milionów lat, która dziś w formie kruszywa jest dodatkiem do asfaltów podnoszącym jego jakość.

Dzieci ze zdjęć sprzed sześciu dekad dziś mają koło siedemdziesiątki - ciekawe czy pamiętają jeszcze wakacje 1962 w Trzebiechowie?

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecinek.naszemiasto.pl Nasze Miasto