Opuszczony, niebieski blok 30 lat po wyjeździe z Bornego Sulinowa wciąż straszy pustymi oczodołami okien. Blok przy miejskim targowisku nie został zagospodarowany do dziś, w odróżnieniu do pozostałych siedmiu borneńskich „leningradów”, jak nazywane są te bloki. Dziś – w mocno przebudowanych - mieszkają w nich mieszkańcy miasta, ten jeden pozostał pamiątką po czasach obecności wojsk sowieckich w Polsce.
CZYTAJ TEŻ:
W archiwum Dariusza Tederko, pasjonata i badacza lokalnej historii, znajdujemy kilka zdjęć z budowy borneńskich „leningradów”. Wznieśli je – w odróżnieniu od innych bloków budowanych przez polskie firmy – sami Rosjanie. – Stawiała je tzw. stroitielnaja rota (kompania budowlana – red.) – pisze pan Dariusz.
„Leningrady” powstały w latach 80, były to jedne z ostatnich, jeżeli nie ostatnie inwestycje wojsk sowieckich w Bornem Sulinowie, gdzie stacjonowała dywizja pancerna. W roku 1992 Rosjanie wyjechali z Bornego na zawsze.
Oficerowie i podoficerowie zawodowi nie mieszkali oczywiście w poniemieckich koszarach, w których kwaterowali szeregowcy Armii Radzieckiej z poboru. Oprócz ich rodzin w Bornem mieszkali cywilni pracownicy wojska, nauczyciele, ekspedientki, lekarze, pielęgniarki i inne służby. Było to samowystarczalne miasteczko, a cywile też musieli gdzieś mieszkać.
Swoją nazwę „leningrady” zawdzięczały projektowi Kombinatu Budownictwa Mieszkaniowego w Leningradzie-Awtowo. Jeszcze w latach 60. projektem 9-piętrowych bloków „uszczęśliwiono” Gdańsk i jego stoczniowców. Miał to być dar Leningradu (dziś Petersburg) dla bratniego miasta, choć to i tak strona polska pokrywała większość kosztów. Prefabrykaty przypływały do Gdańska statkiem. Podobne realizacje miały miejsce także w innych polskich miastach m.in. w Szczecinie.
W większości wypadków „leningrady” stawiano jednak w licznych miejscach stacjonowania czerwonoarmistów. Tak jak w Bornem Sulinowie, czy pobliskim Kłominie. Nie były to wieżowce, jak te z Gdańska, tylko czterokondygnacyjne budynki.
Idea szybkiego budowania całych osiedli z gotowych elementów nie ominęła i krajów zachodnich. Bloki made in ZSRR utorowały w Polsce modę na wielką płytę, jak nazywano w PRL obiektu wznoszone z gotowych prefabrykatów. Wkrótce i nasz kraj dorobił się własnych projektów „wielkiej płyty”, fabryk domów wytwarzających żelbetowe elementy do układania całych osiedli. Podobne stawiano zresztą w całym bloku wschodnim – w latach 80. sam w ramach Ochotniczego Hufca Pracy pracowałem w fabryce domów w Niemieckiej Republice Demokratycznej (i nawet wadliwie wykonałem jedną płytę nie montując w niej haków do transportu).
O blokach w wielkiej płyty można by napisać całą książkę. Że są architektonicznymi koszmarkami, że są niefunkcjonalne i zamieniły Polskę w kraj klockowatych bunkrów do zamieszkania.
Problemem była niska jakość wykonania, w wersji „leningradów” wręcz legendarna. Szpary szerokości dłoni między elementami i ścianami nie były tam niczym niezwykłym. Miało być tanio, to było. Ze wszystkimi tego konsekwencjami. Swoje robiło byle jakie wykonawstwo, któremu – jak widać na zdjęciach – musieli podołać zwykli żołnierze.
Stawiało się je faktycznie szybko – wspominanie pierwsze gdańskie „leningrady” zasiedlono po czterech miesiącach od rozpoczęcia inwestycji. Budynki były niedocieplone, ściany i stropodachy przemarzały, a mieszkający w nich krótko na czas służby lokatorzy prawie zupełnie się o lokale nie troszczyli. Słynne gazety w oknach to nie wymysły. Nic więc dziwnego, że bloki takie szybko doprowadzono do ruiny.
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?